Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiaseQ z miasta Bielsko-Biała. Od 2011 roku przejechałem 147413.14 kilometrów w tym 17672.40 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.26 km/h. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Statystyki

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Facebook


Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
ODO : 57.21km, TN: 26.30km
CLK: 03:55h, AVS: 14.61km/h
Max: 48.60km/h, Temp: 23.1°C
HRmax: 176 ( 94%) Avg: 117 ( 62%)
Climb: 1445m, CAL: 2924kcal

Szyndzielnia, Kotarz i do Brennej.

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 12.07.2013 | Komentarze 0


O 8 rano spod Gemini ruszyliśmy na kolejną traskę po najbliższych górkach. W składzie Max, Tomek, Remik i ja zaczęliśmy od wjazdu na Szyndzielnię. Katowałem się niemożliwie. Reszta pojechała w siną dal. Po chwili zlitował się nade mną Tomek i twardo pedałował ze mną na samą górę za co serdeczne dzięki.

Z Szyndzielni na Klimczok było trochę lepiej, choć zaczęła mi jak na złość dopiekać rozcięta dzień wcześniej noga. Skarpetka powoli zmieniała kolor z białej na czerwoną. Niemniej jednak postanowiłem z sukcesem pofikać na korzonkach po lewej stronie szlaku. Pod Klimczokiem krótka przerwa i dalej jeden z fajniejszych kawałków na dzisiaj: zjazd na Karkoszczonkę. Najpierw korzeniami po lewej, potem drogą aż do Korzennej Rąbanki, którą każdy bajker choć raz bez podpórki zaliczyć musi. Remik raz... z głupoty. Ja 3 razy: 2 z głupoty i raz wymiękłem. Max z Tomkiem... z buta! No chłopy, do roboty - technikę trenować!


Zjazd na Karkoszczonkę zwieńczony kapciem. Oczywiście kim była owa sflaczała łajza? Któż inny jak nie ja. 5/5. 100% skuteczności w łapaniu snejów na Karkoszczonce. 5 razy tamtędy jechałem, 5 razy rozwaliłem dętkę. Fuck! Szybka wymiana dętki i dalej singlem na Beskidek. Pierwszy podjazd fatalnie, dalej już lepiej ale noga się kończyła. Tomek z Maxem trochę z tyłu a Remika już zaczęło nosić. Niestety kiepskawo to dzisiaj szło. Tym samym Remik ruszył już dalej samotnie na Salmopol i Skrzyczne a my z postojem na regulację rozklekotanego napędu Maxa doturlaliśmy się na Kotarz. Stamtąd Max pojechał do Szczyrku a ja z Tomkiem w kierunku Grabowej. I tu zaczęła się zabawa.

Szlak na przez Grabową, jak każdy bajker wie, jest bardzo przyjemny. Z początku płasko, szeroko aż na Stary Groń. Stamtąd jednak zaczyna się rąbanka. I to stroma rąbanka. Ilość kamoli zadowoli każdego miłośnika połamanych kół i poobijanych ram. Tym razem jednak zamiast ciąć prosto na dół pojechaliśmy zielonym szlakiem w prawo. Ścieżka początkowo wąska a przez to dużo ciekawsza niż grzanie autostradą na pełnym gazie. Do tego mniejsze prędkości sprzyjały nierozjechaniu całkiem licznie wyległych na szlaki turystów.


W taki oto sposób wypadliśmy na stok narciarski i wylądowaliśmy nad brzegiem Brennicy. W sumie to za dużo powiedziane, bo wylądowałem ja. Tomek na ostatnim zjeździe pięknie zabrał rogiem małe drzewko i wylądował na tyłku na ziemi. Ot uroki szerokich, giętych kierownic. W Brennej picie, coś do jedzenia i do domu przez Górki i Jaworze. Noga sztywna ale banan na gębie najważniejszy.
Kategoria mtb


Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!