Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiaseQ z miasta Bielsko-Biała. Od 2011 roku przejechałem 160773.30 kilometrów w tym 17672.40 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.15 km/h. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Statystyki

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Facebook


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

mtb

Dystans całkowity:36522.30 km (w terenie 15866.11 km; 43.44%)
Czas w ruchu:2330:49
Średnia prędkość:15.66 km/h
Maksymalna prędkość:82.00 km/h
Suma podjazdów:763470 m
Maks. tętno maksymalne:192 (100 %)
Maks. tętno średnie:170 (88 %)
Suma kalorii:1694334 kcal
Liczba aktywności:914
Średnio na aktywność:39.96 km i 2h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
ODO : 41.50km, TN: 16.50km
CLK: 02:47h, AVS: 14.91km/h
Max: 47.50km/h, Temp: 11.2°C
HRmax: 170 ( 90%) Avg: 114 ( 60%)
Climb: 1144m, CAL: 2582kcal

Przez Orle na Klimczok.

Sobota, 17 listopada 2012 · dodano: 18.11.2012 | Komentarze 1


Weekendu z bbRiderZ dzień pierwszy! Dzisiejszą trasę Marco zaplanował dość nietypowo jak dla mnie. Plan zakładał przejazd bokami do Szczyrku, wyjazd na Orle Gniazdo i dalej na Klimczok. Następnie czekał nas zjazd do Bystrej i na koniec wspinaczka na przełęcz Kołowrót i zjazd do Cygana. Plany, jak to plany - lubią zmiany :)


Po morderczej wspinaczce na Orle Gniazdo nie mieliśmy wyjścia jak morderczo mordować się dalej. Nagrodą były takie oto widoki.


Autostrada na Klimczok przy takiej pogodzie wcale nie zachęcała do przyciskania gazu. Wręcz odwrotnie. Można się było wręcz opalać.


Oczywiście wypadało robić zdjęcia wszystkiego dookoła.


No i niezmiennie kusiło nas Skrzyczne. Gdyby czas nie gonił to byłoby NASZE. Ponoć pogoda ma się utrzymać do końca miesiąca a tym samym... Skrzyczne, you better run!


Zjazd z Klimczoka najeżony kamieniami, z którymi mój Hardkor radził sobie niezbyt dobrze aczkolwiek z walki z grawitacją wyszedł zwycięsko. Mniej farta miał Marco i zaliczył wspaniałe dachowanie.


W Bystrej pełne zaskoczenie. Zrobili nam autostradę na Kołowrót. Na razie nie ma bramek z poborem opłat, więc trzeba korzystać :) Dojechaliśmy aż do Leśniczówki w Olszówce - bajka!

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 33.39km, TN: 22.00km
CLK: 02:37h, AVS: 12.76km/h
Max: 50.40km/h, Temp: 15.8°C
HRmax: 164 ( 87%) Avg: 129 ( 68%)
Climb: 1123m, CAL: 2335kcal

Szyndzielnia, Klimczok, Błatnia.

Niedziela, 11 listopada 2012 · dodano: 11.11.2012 | Komentarze 1


Krótki trip przy okazji Święta Niepodległości. Po dziesiątej ruszamy ścieżką "zdrowia" na Dębowie, Szyndzielnię, Klimczok i Błatnią. Gdyby nie silny wiatr byłoby prawie jak w lecie. Termometr nie spada poniżej 14 kreski.



Ze szczytu Klimczoka można było oglądać ośnieżone Tatry. Oby jak taka pogoda utrzymała się jak najdłużej bo 8500km samo się nie przejedzie... a taki był plan na ten rok.



Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 26.55km, TN: 18.00km
CLK: 02:13h, AVS: 11.98km/h
Max: 48.30km/h, Temp: 11.6°C
HRmax: 167 ( 88%) Avg: 107 ( 56%)
Climb: 651m, CAL: 1688kcal

Z Koziej na Dębowiec.

Sobota, 10 listopada 2012 · dodano: 11.11.2012 | Komentarze 0


Kategoria mtb, turystycznie

Dane wyjazdu:
ODO : 51.39km, TN: 19.00km
CLK: 03:02h, AVS: 16.94km/h
Max: 46.80km/h, Temp: 10.4°C
HRmax: 174 ( 92%) Avg: 126 ( 67%)
Climb: 1253m, CAL: 3153kcal

Skrzyczne z bbRiderZ.

Niedziela, 4 listopada 2012 · dodano: 05.11.2012 | Komentarze 5


Wychodzi na to, że niemalże niezapowiedziane wyjazdy przyciągają największą liczbę uczestników. Pomimo, że byłem umówiony wcześniej z Remikiem to pozostali właściwie dowiadywali się dzień przed faktem. Liczba bajkerów, którą zastałem pod Gemini o 10:00 przyprawiła mnie o wytrzeszcz oczu i gwałtowne hamowanie ciągniętą po asfalcie szczęką :) Na miejscu już czekali tacy osobnicy jak Grześ, Marco, Maciek, Remik, "Twomarki", Marek Konwa a po chwili pojawił się i Kondzio.


W takim to sporym składzie ruszyliśmy wzdłuż Bystrzańskiej w kierunku Szczyrku. W Buczkowicach zahaczyliśmy o rowerówkę i starając się unikać ulicznego jazgotu dotarliśmy pod Solisko.


Stamtąd asfaltówką przechodzącą w szuter ruszyliśmy przez Malinów na Malinowską Skałę. Podjazd w większości jak autostrada dopiero pod Malinowem przechodzi w ostrą "drapę" a następnie trudny podjazd pod szczyt Malinowskiej Skały.


Po drodze kilka przystanków na zdjęcia, taniec godowy Remika (bójcie się wszyscy!) i dalej w drogę.


Zanim jednak zaczęło się prawdziwe MTB posypały się pierwsze gumy. Jedna była na rowerówce w Szczyrku a teraz do kompletu historyczny moment: pierwszy kapeć Remika.


Bez dalszych przygód meldujemy się mniej lub bardziej dojechani na Malinowskiej Skale skąd pomimo pochmurnego nieba roztacza się nie najgorszy widok.


Później całe towarzystwo turla się w dół z Malinowskiej: jedni na przełaj, inni grzecznie bokami omijając przeszkody. Grunt żeby cało znaleźć się na dole. Kilka kilometrów i magawatów później meldujemy się na Skrzycznem. Fota obowiązkowa.


Ze Skrzycznego ruszamy szlakiem zielonym. I tutaj dopiero zaczynają się prawdziwe jajca :) Jedni jadą, inni idą, jeszcze inni fruwają, turlają się, lub obijają sobie d... dostojniejszą partię ciała :)


Królują powalone drzewa, korzenie i kamienie. Bez dwóch zdań szlak zasługuje na miano Pure MTB i jak się okazuje wcale nie trzeba pełnej zbroi oraz roweru DH żeby całość przejechać. Wystarczy HT i odrobina małpiej zręczności... No i oczywiście kompletny brak zdrowego rozsądku jest obowiązkowy! Do Buczkowic zjeżdżamy świetnym singlem, na którym Remik z Markiem rozwijają prędkości z pogranicza samobójczego obłędu.



Z bananami od ucha do ucha wracamy do Bielska. Jednak dzień nie dla wszystkich był tak udany. Jeden z naszych kolegów, którzy odłączyli się od nas pod Soliskiem uległ poważnemu wypadkowi na, wydawałoby się, banalnym zjeździe i śmigłowcem LPR został przetransportowany do szpitala w Sosnowcu. Niestety, jazda w górach jakkolwiek będąc pięknym sportem jest również niebezpieczna. Jeden przypadkowy błąd na beskidzkich kamieniach może skończyć się fatalnie.

Szybkiego powrotu do zdrowia Mirku. Oby nigdy więcej...



Kategoria "the best of", mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 31.00km, TN: 1.20km
CLK: 01:28h, AVS: 21.14km/h
Max: 48.60km/h, Temp: 14.6°C
HRmax: 172 ( 91%) Avg: 118 ( 62%)
Climb: 428m, CAL: 1100kcal

Jaworze.

Sobota, 3 listopada 2012 · dodano: 03.11.2012 | Komentarze 0


Krótki wypad do Jaworza z Dawidem.

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 83.50km, TN: 3.60km
CLK: 03:45h, AVS: 22.27km/h
Max: 49.00km/h, Temp: 11.1°C
HRmax: 168 ( 89%) Avg: 115 ( 61%)
Climb: 700m, CAL: 3562kcal

Dookoła Goczałkowickiego.

Piątek, 2 listopada 2012 · dodano: 02.11.2012 | Komentarze 0


Piątkowe starcie z asfaltami w towarzystwie Emilki Kuby i Wojtka



Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 32.01km, TN: 14.20km
CLK: 02:16h, AVS: 14.12km/h
Max: 49.00km/h, Temp: -1.0°C
HRmax: 175 ( 93%) Avg: 126 ( 67%)
Climb: 874m, CAL: 1973kcal

Pierwszy śnieg.

Niedziela, 28 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 1


Pierwszy śnieg zaatakował nagle. Wstaję rano a tu biało. Nie czekając długo wypadłem z córą na podwórko i dawaj lepić bałwana. Potem obiad i pora na inaugurację rowerowego sezonu zimowego 2012/2013.

Cel: Kozia-Dębowiec-Wapienica,
Hamulce: brak,
Kontrola trakcji: jaka kontrola trakcji?
ASR: loool, a co to?
Mózg: mó-co? Każdy go posadający siedziałby w domu-brak,
Oświetlenie: 2xLED 1000+300lm,
Aku: 1x 7200mAh, 1x 4400mAh,

Chwilę po osiemnastej:
Houston, we've got liftoff... :)

Najpierw do Cygańskiego i po śladach jakiegoś bajkera (przyznać się, ktory to?) zawitałem na szutrówce na Kozią. Walcząc dzielnie dojechałem do zielonego szlaku.


Tutaj kilka zdjęć bo fajnie widać jak świecą latarki i jak szybko można by jechać przy ich świetle... oj pełen ogień. Nie ryzykując jednak zjazdu na moich półłysych oponach jadę pod schronisko i przez szczyt Koziej zjeżdżam na Kołowrót. Stamtąd do Olszówki i szlakiem na Dębowiec.

Z Dębowca szutrówką do Wapienicy ale zamiast wracać do domu... jadę na pętlę. Łatwo nie jest. Śnieg zaczyna zamarzać i błotniki oraz wszystkie elementy roweru nabierają śniegu i lodu. Koła się ledwie kręcą i przed nawrotką stwierdzam, że jazda na młynku to jedyne wyjście z tej beznadziejnej sytuacji. Krótkie oględziny ukazują powagę sytuacji. Przerzutka z tyłu to wielka bryła lodu. Hamulce również. Błotniki nazbierały od wewnątrz tyle lodu, że prześwitu między oponą nie ma żadnego. Śnieg zbierany przez koła hamuje więc skutecznie ich obrót. Jazda przypomina wspinaczkę na zaciśniętych heblach :)

Niemniej jednak udaje mi się wspiąć na samą górę, skąd następuje szalony zjazd... z racji zamarzniętych "hebli" oczywiście. Na końcówce, gdzie jest szeroki łuk w prawo jadę z prawą nogą daleko za rowerem w pełnym drifcie. Zabawa na max. Jakimś cudem udaje mi się przeżyć i docieram w całości do pętli autobusowej. Stąd postanawiam pojechać szlakiem nad rzeką do Antycznej i dalej ścieżką "rowerową" przez lotnisko prosto na BP.


Tutaj mogę przystanąć, ocenić wygląd mojej Carrery, która przypomina bryłkę lodu. Na szczęście zachomikowane 2zł załatwiają sprawę w 2 minuty. Rower czysty jak nóweczka wiezie mnie dzielnie do domu. Żeby było śmieszniej obie latarki tuż przed osiedlem przełączają się na tryb awaryjny z powodu padniętych baterii. No tak, zapomniałem o ładowarce...



Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 45.00km, TN: 15.00km
CLK: 02:30h, AVS: 18.00km/h
Max: 55.80km/h, Temp: 14.8°C
HRmax: 160 ( 85%) Avg: 130 ( 69%)
Climb: 1053m, CAL: 2164kcal

Błatnia-Klimczok-Szyndzielnia

Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 21.10.2012 | Komentarze 0


Ponieważ dzisiaj czasu było niewiele postanowiłem potowarzyszyć bbRajdersom do Brennej i po upewnieniu się, że wszyscy są w formie odbiłem na zielony szlak prowadzący na Błatnią.

Podjazd okazał się dość trudny z racji dużej wilgoci i opadających liści. Tych ostatnich jest już na tyle dużo, że przykrywają kamienie i przeszkody ale na tyle mało, że tych nierówności nie amortyzują. Tak więc chwila nieuwagi i można obudzić się dyndając na gałęzi pobliskiego drzewa po grzmocie w ukryty kamień czy korzeń.


Błatnia wita mnie słońcem i doskonałą widocznością. Mijam zatłoczone schronisko i udaję się na szczyt, gdzie powstało powyższe zdjęcie. Stamtąd ruszam na Klimczok, który udaje się ładnie podjechać. Walka z tym podjazdem kosztowała niemało.

Na Klimczoku ruszam przez Szyndzielnię na Dębowiec. Oczywiście po drodze jak to na Szyndzielni bywa łapię jakiegoś wstrętnego kamola przy dużej szybkości. Rower jedzie normalnie, powietrze w kołach jest, tak więc nie zatrzymując się zjeżdżam na dół. Dopiero pod Dębowcem okazuje się jak duży jest ogrom zniszczeń. Lewa strona dolnej rury przesunęła się wyraźnie w lewo. Pełen najczarniejszych myśli wreszcie mogę się zatrzymać i ocenić stan ramy. Ta okazuje się być wgnieciona na ponad centymetr... ale na szczęście wygląda na całą.

Nieco zmartwiony docieram do domu jednak po bliższych oględzinach i użyciu gumowego młotka dolna rura wraca na swoje miejsce. XC5000 to nie M700 i rury zamiast mieć 2cm grubości mają jakąś część milimetra, więc kamienie, które M700 rozłupywała na pół bez szwanku dla XC5000 są najwyraźniej bardzo groźne. Kara za głupotę i lenistwo. Trzeba było przymocować nad suportem kawał blachy albo kawałek opony i młotek nie byłby potrzebny.

Niemniej jednak: rany odniesione w boju są powodem do dumy :)

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 67.15km, TN: 19.50km
CLK: 03:54h, AVS: 17.22km/h
Max: 56.50km/h, Temp: 22.3°C
HRmax: 180 ( 95%) Avg: 114 ( 60%)
Climb: 1334m, CAL: 3911kcal

Skrzyczne z Emi vol.II

Sobota, 20 października 2012 · dodano: 20.10.2012 | Komentarze 2


















Kategoria "the best of", mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 56.51km, TN: 1.20km
CLK: 02:06h, AVS: 26.91km/h
Max: 50.50km/h, Temp: 11.2°C
HRmax: 168 ( 89%) Avg: 131 ( 69%)
Climb: 531m, CAL: 1737kcal

Goczałkowice.

Sobota, 13 października 2012 · dodano: 13.10.2012 | Komentarze 0


Wyjazd z serii "nie było nic innego do roboty". Tak więc ruszyłem sobie na luzie na Hulankę i dalej przez osiedle Kopernika pojechałem losowymi uliczkami aż znalazłem się na dole w Wapienicy, skąd z nudów i braku innej koncepcji pojechałem do Jaworza. A że nadal zasypiałem za kierownicą postanowiłem przejechać koło McSyfa i obudzić się pod górkę do Międzyrzecza. Że i to nie pomogło to z braku innej opcji pojechałem w stronę Zabrzega i na zaporę.

Zapora była tak pusta, że kompletnie nie było tam czego szukać, więc ruszyłem do uzdrowiska w Goczałkowicach. Tam też zrobiło się już całkiem ciemno i postanowiłem sobie nieco poprawić humor włączając zamontowany na kierownicy zestaw dział fotonowych. Tym samym przez uzdrowisko przejechało UFO siejące DWOMA TYSIĄCAMI lumenów :) Pewnie będzie o tym jutro w gazetach :)

Nowe soczewki i elektronika okazały się strzałem w 10. Latarka świeci jak wściekła, nie przegrzewa się, nie oślepia nadjeżdżających z naprzeciwka, idealnie doświetla zakręty i nie marnuje światła tam, gdzie nie potrzeba. Tak to można śmigać. Spod Czechowic światło już non-stop na pełnej mocy aż do Starego Bielska... Powrót do domu z bananem na gębie od ucha do ucha :)

Kategoria mtb