Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiaseQ z miasta Bielsko-Biała. Od 2011 roku przejechałem 150708.96 kilometrów w tym 17672.40 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.07 km/h. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Statystyki

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Facebook


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

szosa

Dystans całkowity:8046.73 km (w terenie 31.20 km; 0.39%)
Czas w ruchu:323:21
Średnia prędkość:24.89 km/h
Maksymalna prędkość:77.80 km/h
Suma podjazdów:97579 m
Maks. tętno maksymalne:184 (98 %)
Maks. tętno średnie:145 (77 %)
Suma kalorii:232377 kcal
Liczba aktywności:121
Średnio na aktywność:66.50 km i 2h 40m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
ODO : 82.40km, TN: 0.00km
CLK: 02:50h, AVS: 29.08km/h
Max: 60.50km/h, Temp: 17.1°C
HRmax: 168 ( 87%) Avg: 137 ( 71%)
Climb: 970m, CAL: 2380kcal

Do pracy.

Środa, 4 kwietnia 2012 · dodano: 04.04.2012 | Komentarze 0


Dzisiaj dla urozmaicenia z podjazdem pod Banotówkę.
Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 83.60km, TN: 0.00km
CLK: 03:11h, AVS: 26.26km/h
Max: 59.10km/h, Temp: 11.6°C
HRmax: 165 ( 85%) Avg: 125 ( 65%)
Climb: 971m, CAL: 2260kcal

Do pracy.

Piątek, 23 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 0


Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 79.39km, TN: 0.00km
CLK: 02:47h, AVS: 28.52km/h
Max: 58.90km/h, Temp: 8.3°C
HRmax: 170 ( 88%) Avg: 139 ( 72%)
Climb: 886m, CAL: 2438kcal

Do pracy.

Wtorek, 20 marca 2012 · dodano: 20.03.2012 | Komentarze 0


Sezon oszczędności otwarty. Prawie zamarzłem ale dojechałem. Z powrotem ogień bo ładnie i ciepło. Jak zwykle bywało wracałem przez Ustroń.


Dojazd.


Powrót.
Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 103.88km, TN: 0.70km
CLK: 04:20h, AVS: 23.97km/h
Max: 48.60km/h, Temp: 20.1°C
HRmax: 184 ( 95%) Avg: 116 ( 60%)
Climb: 919m, CAL: 3008kcal

Big Squad Attack!

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 18.03.2012 | Komentarze 0


Zaczęło się jak zwykle niewinnie. Złapałem przygotowaną do drogi Meridę i ruszyłem w stronę wyjścia... tutaj jednak mój wzrok zatrzymał się na stojącej dumnie pod ścianą "pile do asfaltu". W tej samej chwili do głowy wpadł mi genialny w swojej prostocie pomysł a na twarzy zagościł szelmowski uśmiech. Grubasek dostanie zawału wątroby jeśli przyjadę na szosie. Bez dłuższego zastanowienia przełożyłem bidon, zmieniłem buty i podreptałem schodami w dół szyderczo chichocząc pod nosem.

Pędząc... a raczej umierając Babiogórską w stronę lotniska spotkałem kolejnego dziwoląga na trekingu. Egzemplarzem owym okazał się Konrad. W powiększonym składzie spóźnialskich mend dotoczyliśmy się traktem opanowanym w 100% przez niedzielną stonkę do Strusia, gdzie oczom naszym ukazał się widok niecodzienny, niespodziewany ale jakże miły dla kolarskiego oka: są nas MILIONY!


W takim milionowym składzie, w którym znalazły się takie sławy jak np. Dizel, ruszyliśmy przez Wapienicę do Rudzicy. Stamtąd przez Pierściec, Mnich i Strumień gnaliśmy dookoła jeziora w kierunku zapory w Goczałkowicach.


Po drodze nie mogło zabraknąć beki śmiechu, wsiockich buraków za kierownicami swoich smrodzących wsiowozów, konkurencji w postaci wioskowych bajkerów oraz kapcia złapanego na idealnie równej dziurze w naszej polskiej idealnie dziurawej drodze. W Polsce opakowania jednorazowe i reklamówki powinno się robić z tego samego materiału co szosy - ulegałyby biodegradacji po max 2 latach na świeżym powietrzu. Ekologia pełną gębą!


Wzdłuż brzegu jeziora jechało się przednio. Lekki wiatr w plecy, piękne słońce a po prawej stronie nadal zamarznięta tafla Goczałki dająca o sobie znać porywami lodowatego powietrza, gdy tylko droga zbliżyła się zbytnio do brzegu jeziora.


Geniuszowi, który wymyślił przejazd zaporą w Goczałkowicach należałoby natomiast wmontować blat 53T w plecy. Tabuny niedzielnych pędraków przewalające się przez zaporę były już nie tyle uciążliwe ale nawet niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo co w takim tłumie komu odwali i kiedy przypuści szaleńczą szarżę prosto pod nasze koła. Wypadałoby na takie okazje pług zakładać. Niemniej jednak można było pokusić się o kolejną sesję foto. Dobre i to!

Dojechawszy do Mazańcowic ekipa rozpadła się na mniejsze grupki bo każdy ruszył w stronę swojego domu... każdy... za wyjątkiem mnie. 80km na liczniku było absolutnie nieakceptowalnym, poniżającym wynikiem, którego z racji wybranego na dziś roweru nie można było tak zostawić. Cel - Jaworze. Trzeba dokręcić stówkę. Więc targnąłem przez Stare Bielsko jakąś megadziurawą, podrzędną ulicą do Wapienicy a stamtąd Cieszyńską do Jaworza, potem w stronę hotelu Jawor i szlakiem rowerowym wróciłem do Bielska. Dalej runda pod Szyndzielnią i przez basen w Cygańskim do Gemini i... wreszcie do domu. 103km. Ania 125... Kobieta mnie zlała... ale miło!

Kategoria szosa, "the best of"

Dane wyjazdu:
ODO : 122.43km, TN: 0.00km
CLK: 05:15h, AVS: 23.32km/h
Max: 54.00km/h, Temp: 14.5°C
HRmax: 169 ( 88%) Avg: 128 ( 66%)
Climb: 1555m, CAL: 4172kcal

Marcowy Beskid Tour

Piątek, 16 marca 2012 · dodano: 16.03.2012 | Komentarze 4


Arggghh! Piła do asfaltu atakuje! I to stadnie. Tym samym całym stadem w liczbie 2 uderzyliśmy z Anią na dużą Pętlę Beskidzką. Ciepło, doskonała pogoda... może trochę mokro miejscami ale co tam. Wanna, prysznic i rower jak nowy. Tylko uwaga: Aneczka centruje kółeczka :P Moje nadaje się do prostowania po małej kraksie. Także drogie panie zamiast na tyłek kolegi patrzymy na drogę :D







Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 62.11km, TN: 0.00km
CLK: 02:51h, AVS: 21.79km/h
Max: 59.40km/h, Temp: 14.0°C
HRmax: 172 ( 90%) Avg: 119 ( 62%)
Climb: 1130m, CAL: 1949kcal

Żar tropików?

Sobota, 2 lipca 2011 · dodano: 02.07.2011 | Komentarze 6


Z pewnością nie! Dzisiaj było wyjątkowo zimno jak na drugi dzień lipca. Na górze Żar 12*C co wydawało się wynikiem bardzo mizernym. Zbladło jednak i to przy 10*C na Przegibku i ledwie 11*C w Straconce. Dobrze, że podjazd na Przegibek dobrze rozgrzewa bo inaczej jazda w krótkim rękawku skończyłaby się świeżą dostawą mrożonek.

Jakby nie patrzeć udało się nam uniknąć przymusowej kąpieli pomimo standardowo-fatalnej prognozy pogody. Trasę przejechaliśmy bez żadnych problemów a regularne wyżywanie się na 2 kółkach zrobiło swoje i żaden z podjazdów nie był już męczący. Nawet Żar wydawał się tym razem już mało męczący. Świadczy o tym mój całkiem dobry czas 27min 40sek (liczony od tablicy przed pierwszym zakrętem do końca asfaltu na szczycie). Na początkowo przerażoną samym pomysłem Agnieszkę przyszło mi poczekać 4min 10sek co można śmiało zakwalifikować jako dzisiejszą rewelację.

Powrót przez Międzybrodzie i Przegibek przebiegał w akompaniamencie padającego drobnego deszczu. Padało jednak zbyt delikatnie aby nas zmoczyć, jedynie asfalt miejscami był lekko wilgotny. Pogoda w Bielsku była nieco lepsza i bez opadów. Na koniec wycieczki miły akcent satyryczny w postaci mamy z wózkiem i biegającym wokoło synkiem, która to nie omieszkała napomnieć pierworodnego aby "uważał na rowery". Drobny szczegół, że oczywiście sierota lazła środkiem pasa dla rowerów. <facepalm>

Kategoria mtb, szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 19.50km, TN: 0.00km
CLK: 00:56h, AVS: 20.89km/h
Max: 68.20km/h, Temp: 20.0°C
HRmax: 164 ( 85%) Avg: 123 ( 64%)
Climb: 243m, CAL: 945kcal

Mystków.

Wtorek, 21 czerwca 2011 · dodano: 21.06.2011 | Komentarze 0


Korzystając z okazji pojeżdżenia po "starych śmieciach" odwiedziłem moją pierwszą asfaltową górkę do podjeżdżania. Opróc tego, że ulewa ukradła kawałek asfaltu i musiałem bawić się w XC na szosówce, wszystko po staremu. Stare dobre górki nowosądeckie :) Jeździć - nie umierać :)

Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 74.80km, TN: 0.00km
CLK: 02:42h, AVS: 27.70km/h
Max: 57.80km/h, Temp: 16.0°C
HRmax: 158 ( 82%) Avg: 124 ( 64%)
Climb: 942m, CAL: 2067kcal

Do pracy.

Wtorek, 14 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 0


[7:30]
Standardowo do pracy przez Skoczów.

[15:37]
Standardowo powrót do domu przez Ustroń.
Kategoria mtb, szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 100.10km, TN: 0.00km
CLK: 03:41h, AVS: 27.18km/h
Max: 73.20km/h, Temp: 18.0°C
HRmax: 176 ( 92%) Avg: 133 ( 69%)
Climb: 1513m, CAL: 3121kcal

Pętla Beskidzka.

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 0


Jak to najczęściej bywa, z jęzorem na plecach, pognałem na 6:00 pod Gemini. Tego poranka postanowiłem wyruszyć na samobójczą misję objechania Pętli Beskidzkiej. Co w tym samobójczego zapytacie... Nic, gdyby nie skład w jakim przyszło mi jechać oraz sprzęt jakim dysponowałem. Tym samym wyruszyliśmy do Żywca w składzie Ja, Remik, Bartek, Sławek i jeszcze dwóch wycinaków. Wszyscy na szosówach, z wyjątkiem mnie. Całe moje szczęście w tym, że dzień wcześniej Remik skompletował moje nowe kółka i miałem na co założyć Kontendery 1.0". Tak więc poza góralem na szosowych oponach nie dysponowałem niczym, wliczając w to kondycję. Jednak wychodząc z założenia, że "jakoś to będzie" - być musiało. Cel był jasno określony: dojechać do punktu, z którego nie da się już zawrócić.

Pierwszą przeszkodą na trasie był Koniaków ze swoją wspaniałą górą - Ochodzitą. Tutaj jechało się fajnie i nawet przez chwile myślałem, że wcale nie będzie źle. Moje złudne nadzieje rozwiał jednak drugi podjazd pod Kubalonkę. Tutaj już nogi dały się we znaki a ogólne przemęczenie i "słaba krew" dopełniły reszty destrukcji. Na górze znalazłem się dobre 2 minuty za całą stawką. Salmopolska bez dwóch zdań miała być gwoździem do trumny lub przysłowiowym kijem w szprychy. Umówiliśmy się, że jeśli nie wytrzymam tempa to chłopaki pojadą dalej a ja grzecznie wrócę do domu dokonać żywota. Skończenia w rowie nie brałem pod uwagę. W związku z brakiem "pary" jeszcze przed początkiem podjazdu odpuściłem sobie wszelkie próby i grzecznie zatrzymałem się aby zdjąć dopalające mi nogawki i drugą koszulkę. Dopiero po włączeniu dodatkowego chłodzenia byłem gotów do dalszej drogi, jednak na złapanie kolegów szans już nie było. Salmopolska zniknęła pod kołami zadziwiająco szybko. Sądziłem, że będzie dużo gorzej a tu taka niespodzianka. Szybki zjazd do Szczyrku i prosta droga do Bielska. Pod Gemini wpadłem po dokładnie 3 godzinach i 41 minutach. Dystans 100km i 1.5km w pionie. Najlepsze, że ostatnio tą trasę przejechałem równie szybko na starych kołach i oponach 2.25" ważących 960g/szt wliczając dętkę... Masakra, rzeź, drugi Wietnam, Afganistan, 9/11 i zmasowany atak odwetowy Al Kaidy.

Niemniej jednak: trzeba być twardym a nie miękkim. Kły w kierownicę i do przodu!

Kategoria szosa

Dane wyjazdu:
ODO : 69.00km, TN: 0.00km
CLK: 03:20h, AVS: 20.70km/h
Max: 69.30km/h, Temp: 15.0°C
HRmax: 167 ( 86%) Avg: 121 ( 62%)
Climb: 1235m, CAL: 2779kcal

Góra Żar(ł)

Sobota, 2 kwietnia 2011 · dodano: 02.04.2011 | Komentarze 0


Z jęzorem powiewającym jakieś 2-3 metry za rowerem pędzę na spotkanie o 9:00 pod "Folwarkiem", gdzie z daleka dostrzegam analfabetyzm Grzesia czekającego kilkaset metrów dalej wraz z Markiem i Darkiem na moście przed... Gemini. Jednakże zamiast podążyć, ślepo jak cielaki, z wózkiem zakupowym do "Realu" aby przeżyć kolejny niezapomniany weekend, tłocząc się między półkami z "masową" żywnością i ogólną tandetą, postanowiliśmy znowu zmarnować dzień na monotonnym kręceniu pedałami na świeżym powietrzu i co gorsza przy pięknej pogodzie. Skandal!

Tym razem celem naszej wycieczki miała być Kocierz ale plany, jak to plany, uległy zmianie i ruszyliśmy "szlakiem rowerowym" w kierunku Wilkowic. Ustaliliśmy, że dzisiaj wdrapiemy się na Żar. Darkowi ubranemu w bawełnianą koszulkę, adidasy i jadącemu rowerem po raz pierwszy w sezonie z kadencją prawdziwego "diesla" nie wróżyłem niczego dobrego na tej trasie. Okazało się jednak, że świat jest pełen niespodzianek. Piłując kolejne kilometry asfaltu przejechaliśmy przez Huciska i Łodygowice, skąd odbiliśmy do Biernej a z niej nad jezioro Żywieckie do Tresnej. Trasa spokojna, ruch niewielki, piękne słońce, ciepło, wiosna – w takich warunkach przyszło nam dojechać do Międzybrodzia Żywieckiego i zacząć wspinaczkę pod Żar.

Podjazd liczy sobie 7,8km i wspina się na szczyt góry Żar, liczącej 761 m wysokości. Różnica wzniesień to prawie 470m, więc mamy trochę pracy. Marek jako kadrowicz piłuje do góry aż kawałki asfaltu lecą. Sztuka ta wcale na polskich drogach trudna nie jest - asfalt trzyma się w większości tylko własnym ciężarem. Umierając za nim kilkadziesiąt metrów z tyłu jestem i tak zadowolony z formy i tego, że jeszcze jadę po dziewięćdziesięciokilometrowej trasie dzień wcześniej. Dojechawszy do podnóża zbiornika zabieramy się z Markiem za zwiedzanie porzuconych zabudowań, będących najprawdopodobniej pozostałościami po pracach budowlanych w czasie powstawania zbiornika. W międzyczasie dojeżdża, będący nadal w nadzwyczaj dobrej kondycji, „Daro”. Grześ zdążył już nas minąć i w szale wspinaczki pognać na szczyt. Po chwili wszyscy stoimy na platformie widokowej żałując serdecznie opuszczenia rodzinnej wyprawy weekendowej do hipermarketu ;) Krótki odpoczynek, kilka zdjęć i puszczamy się z powrotem w dół siedząc na ogonach kolegom z Hortex teamu. Pierwszy zakręt należy oczywiście do buraka w czarnym BMW z rej. SZY. To nic, że osioł brał go lewym pasem i prawie nas zabrał ze sobą z powrotem na górę… Co za wieś… Skąd się takie jełopy biorą? Z resztą nieważne, szkoda czasu...

Jedziemy dalej a na dole urządzamy obowiązkowy postój na zakupy, jedzenie i picie po czym kierujemy się w stronę Międzybrodzia Bialskiego, skąd atakujemy kolejny podjazd na Przegibek. Cała czwórka wdrapuje się na górę bez kłopotu. Darka zmęczenie chyba padło gdzieś po drodze bo wyjechał świeży jak skowronek i pewnie pojechałby jeszcze na Skrzyczne przez Czantorię… ale zabrakło nam czasu ;) Tym samym ruszamy na dół do Straconki, gdzie żegnamy się i rozjeżdżamy każdy w swoją stronę. Jeszcze wizyta w Gemmie i również jadę dogorywać do domu. Jutro też gdzieś pojedziemy, a co!

Kategoria mtb, szosa