Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi PiaseQ z miasta Bielsko-Biała. Od 2011 roku przejechałem 162785.73 kilometrów w tym 17672.40 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.12 km/h. Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Statystyki

button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Facebook


Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

mtb

Dystans całkowity:36522.30 km (w terenie 15866.11 km; 43.44%)
Czas w ruchu:2330:49
Średnia prędkość:15.66 km/h
Maksymalna prędkość:82.00 km/h
Suma podjazdów:763470 m
Maks. tętno maksymalne:192 (100 %)
Maks. tętno średnie:170 (88 %)
Suma kalorii:1694334 kcal
Liczba aktywności:914
Średnio na aktywność:39.96 km i 2h 33m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
ODO : 45.53km, TN: 3.00km
CLK: 01:45h, AVS: 26.02km/h
Max: 46.80km/h, Temp: 19.0°C
HRmax: 168 ( 87%) Avg: 127 ( 66%)
Climb: 589m, CAL: 1473kcal

Po pracy.

Środa, 27 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 0


Rzekło się A to i trzeba B. Pogoda dopisała i powrót do domu był bardzo sympatyczny. Pojechałem przez Dzięgielów i Ustroń do Jaworza i dalej przez Wapienicę i lotnisko. Nieźle ale to nie koniec na dzisiaj.

Jeszcze wspólny trening bbRiderZ o 18:00 :)

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 49.10km, TN: 6.00km
CLK: 02:19h, AVS: 21.19km/h
Max: 51.20km/h, Temp: 17.0°C
HRmax: 168 ( 87%) Avg: 114 ( 59%)
Climb: 597m, CAL: 1431kcal

Trening bbRiderZ

Środa, 27 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 0


Na deser zaplanowany trening. Jak zwykle temu i tamtemu coś wypadło, więc pojawił się okrojony skład. Cała trójka popedałowała znowu w kierunku Goczałkowic a Kunik tak nas zwodził, że wylądowaliśmy znowu na zaporze. Potem prędko przez Czechowice, gdzie owinięty łańcuch załatwił mi przednią przerzutkę. Deore XT. Więcej tego chłamu nie kupię. SRAM na Shimano. To będzie następny zakup. Stare XT przeżyło tuzin podobnych wypadków, nowe, topswing przeżyło DWA. Przy czym po drugim nie nadaje się do użytku. Za pierwszym razem również było prostowanie... w rękach! Co za szajs teraz robią... szkoda słów!

Tym samym popedałowaliśmy dalej i po kilku kilometrach zaopatrzony z 5l mleka i 3 białe serki pożegnaliśmy Kunika i potoczyliśmy się we dwoje do domów. Zajęło nam to trochę więcej niż planowaliśmy... ale takie są prawa tego sportu: nigdy nie da się czasu idealnie wyliczyć. Jutro to chyba zdechnę. Zanim jednak to zrobię to walnę przynajmniej 80km. Bez walki kopyt nie wyciągnę!

Podsumowanie dnia:
127.41 km (w terenie 9.00 km, 7%)
Czas na rowerze: 05:22
Średnia prędkość: 23.67 km/h
Suma podjazdów: 1555 m
Suma kilokalorii: 3931 kcal
Wycieczek: 3

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 33.50km, TN: 9.50km
CLK: 01:57h, AVS: 17.18km/h
Max: 50.20km/h, Temp: 15.0°C
HRmax: 165 ( 86%) Avg: 132 ( 69%)
Climb: 829m, CAL: 1562kcal

Błatnia Recon

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · dodano: 26.04.2011 | Komentarze 2


Zamiatając asfalt od prawej do lewej pędzę "ile fabryka dała" na spotkanie z Grzesiem, który już od dłuższej chwili grzecznie (albo i nie) czeka na mnie w Jaworzu Nałężu. Rowery umyte, więc oczywiście nie moglibyśmy popełnić wyjazdu nimi w teren po ostatnich deszczach. Byłby to przecież skandal! Tym samym już po kilku minutach gramolimy się szlakiem pod Błatnią dopóki ilość i śliskość kamieni nie zmusiła nas do kapitulacji i dalszej wspinaczki na piechotę. Po chwili jesteśmy na górze. Tutaj obowiązkowa fotka. Dalej ruszamy już znanym nam odcinkiem spod Błatniej w kierunku Jaworza.

Po drodze podziwiamy robotę naszych kochanych leśników. Oczywiście Ikea z czegoś mebelki robić musi i zachowanie krajobrazu jest mało istotne wobec możliwości nachapania się kilku złotówek. Trzeba wszystko wyciąć "w cholerę", zrównać z ziemią i zostawić po sobie pobojowisko, przez które pieszy nie przejdzie nie mówiąc o jeździe rowerem. Wszystko pod pretekstem usuwania chorych drzew. Tych jednak nie widzieliśmy. Za to widzieliśmy same piękne i zdrowe potraktowane piłą mechaniczną. Wszystkim odpowiedzialnym za dewastację naszych szlaków, lasów i ogólnie krajobrazu życzymy: Niech Was szlag jasny trafi! Byle szybko!
Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 15.44km, TN: 7.00km
CLK: 00:52h, AVS: 17.82km/h
Max: 39.60km/h, Temp: 20.0°C
HRmax: 173 ( 90%) Avg: 139 ( 72%)
Climb: 308m, CAL: 806kcal

Dębowiec XC

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 23.04.2011 | Komentarze 0




Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 50.03km, TN: 1.00km
CLK: 02:16h, AVS: 22.07km/h
Max: 43.20km/h, Temp: 18.0°C
HRmax: 173 ( 90%) Avg: 118 ( 61%)
Climb: 434m, CAL: 1536kcal

Goczałkowice Sundown

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 0


18:05, Kaufland... Start! Ruszamy ul. Andersa i kierujemy się na Trzy Lipki. Podjazd... Jaki podjazd? To był jakiś? Ani Agnieszka ani ja nie zauważyliśmy. Tym samym dalej popedałowaliśmy w stronę jeziora Goczałkowickiego. Nad zaporą przerwa na zdjęcia. Oj zachód słońca dzisiaj jest doskonały. Warto było się przytelepać tych 20km. Po sesji zdjęciowej ruszamy wzdłuż zapory w drogę powrotną. Tu włączamy metodę eksploracyjną, czyli po 15 minutach oboje nie wiemy gdzie jesteśmy i w jaką stronę jedziemy ;) Jedyną wskazówką jest słońce a po kilku kilometrach mamy już widok na Szyndzielnię. Kręcąc po asfaltowych "bezdrożach" kilka minut po ósmej docieramy na Karpackie. Wesołych Świąt!





Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 44.30km, TN: 19.00km
CLK: 03:02h, AVS: 14.60km/h
Max: 45.00km/h, Temp: 10.0°C
HRmax: 170 ( 89%) Avg: 124 ( 64%)
Climb: 1235m, CAL: 2537kcal

Błatnia Trophy

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 0


Ubrany jak na Syberię wyruszam kwadrans przed dziewiątą w kierunku Dębowca. Pierwsze kilkadziesiąt metrów już kazało mi żałować, że zapomniałem zabrać ożaglowania. Przy dzisiejszym wietrze nie musiałbym w ogóle pedałować, żeby po drodze złamać wszelkie ograniczenia prędkości. Może 3 minuty po dziewiątej docieram wreszcie na parking pod Dębowcem gdzie spotykam Mirka i Maćka. Po chwili jest i Konrad z kolegą. Gdyby nie ten wiatr pogoda byłaby wyśmienita do jazdy: słońce, pojedyncze obłoki na niebie, wspaniała widoczność. Wszystko zapowiadało super widoki w górach, więc ostatecznie porzuciliśmy opcję jazdy dookoła jeziora Goczałkowickiego. Tą trasę popełnimy innym razem.

Niedługo później pojawiają się i pozostali. W sumie jest nas siedmioro i taką też "bandą" ruszamy szlakiem na Dębowiec. Tempo iście turystyczne ale i ubiór nie pozwala na szybsze kręcenie. W słońcu zaraz robi się ciepło po to aby za chwilę było przeraźliwie zimno w cieniu. Super warunki aby złapać choróbsko... choć w sumie cyklozę już mamy, do tego przewlekłą, więc co tam!

Podjazd na Szyndzielnię upływa na pogaduchach i walce z moim HAC4, który z powodu jakiegoś dziadostwa pomiędzy stykami odmówił zapisania dotychczasowej trasy. Pomógł dopiero reset i przetarcie podstawki. Dalej już bez problemów 180-200W do samej góry. Pod schroniskiem postój, czekamy na pozostałych, którzy docierają w samą porę by uratować nas od niechybnej hipotermii. Po kamyczkach na Klimczok... oczywiście sam szczyt Klimczoka. Dumny i blady wyjeżdżam bez przymusowych postojów. Nie wiedziałem, że jeszcze potrafię. Widać powrót do normalności, pytanie na jak długo?

Atak na schronisko pod Klimczokiem był krótki. Przygodna turystka słysząc, że pochodzę z N.Sącza zdążyła mi się wyżalić, że pierwsza rzecz jaka ją tam spotkała to "obrobienie" z torebki... No tak, bo gdzie indziej nie kradną tylko przynoszą zgubione portfele w zębach w stanie nienaruszonym - jasne! Życząc pani miłego dnia jedziemy przecinką do żółtego szlaku na Błatnią. Kilka powalonych drzew i całkiem nowy krzyż i kilka zniczy smutno informuje nas o czyjejś tragedii. Turysta nie miał większych szans z kilkudziesięcioletnim świerkiem powalonym przez wiatr. Nasuwa się jednak pytanie: czy gdyby kochani leśnicy nie "pozyskiwali" tutaj drewna to do tej tragedii również by doszło?

Zjazd na Błatnią: poezja. Widoki jak malowane i tylko wiatr nadal dokucza. Nie przeszkadza to nam jednak zaatakować "kanał" na szczycie i po kilku zdjęciach zjechać do schroniska. Tam Konrad, Borsuk i ja żegnamy się z resztą ferajny i atakujemy Brenną zielonym szlakiem. Zostawiwszy po sobie jedynie smugę kurzu zjeżdżamy do knajpki by wrzucić coś na ząb. Czas umila nam mocno podchmielony pan właściciel nie będący dzisiaj "na służbie". A jak!

Potem już standardowy powrót przez Górki Wielkie i Nałęże do Aleksandrowic, skąd rozjeżdżamy się do domów. Po drodze z lotniska spotykam jeszcze towarzyszy pozostawionych na Błatniej. Podwójne pożegnanie i do domu. Tym razem jutro nigdzie nie pojedziemy. Przynajmniej ja. Kolanka do serwisu.

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 51.74km, TN: 4.00km
CLK: 02:24h, AVS: 21.56km/h
Max: 48.60km/h, Temp: 10.0°C
HRmax: 166 ( 85%) Avg: 123 ( 63%)
Climb: 590m, CAL: 1847kcal

Brenna Snow Party ;)

Sobota, 9 kwietnia 2011 · dodano: 09.04.2011 | Komentarze 0


Tym razem bez jęzora ciągniętego 2 metry za rowerem, spokojnie, na luzie dojeżdżam do Grzesia, który jak to ostatnio bywało, czeka w jakimś dziwnym miejscu. Szosą cieszyńską jedziemy do Jaworza. Ruch jest spory i odbijamy do "centrum" tejże miejscowości (czy już właściwie dzielnicy Bielska?). Unikając w ten sposób niechybnej śmierci pod kołami jakiegoś tubylca (SZY, SCI - znów bez urazy dla tych dobrych kierowców) bocznymi drogami docieramy do Nałęża i dalej dobrze nam znanym szlakiem przez las do Górek Wielkich. Wzdłuż rzeki docieramy niemalże do centrum Brennej. W knajpce popijamy dzisiaj wyjątkowo wystudzonego grzańca (w ilościach dozwolonych:)) i delektujemy się domowym chlebem ze smalcem serwowanym za zupełną darmochę dla gości knajpki.

Powrót tą samą trasą z tą różnicą, że tym razem jedziemy już przez Jaworze do samego Bielska, nie ryzykując użerania się z blachosmrodami na Cieszyńskiej. Jak to w kwietniu bywa dowaliło nam... śniegiem! Kolejny skandal. My to zawsze mamy szczęście do klęsk żywiołowych i katastrof ;) Tradycyjnie: jutro znowu gdzieś pojedziemy!

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 21.48km, TN: 1.00km
CLK: 01:03h, AVS: 20.46km/h
Max: 48.50km/h, Temp: 12.0°C
HRmax: 150 ( 77%) Avg: 112 ( 57%)
Climb: 157m, CAL: 592kcal

Got Milk?

Środa, 6 kwietnia 2011 · dodano: 06.04.2011 | Komentarze 0


Wieczorna wyprawa do Komorowic po mleczko dla małej :) Nie ma to jak powrót z plecakiem wypełnionym 5l świeżego "mlika" i kilogramem świeżego białego sera :) Po drodze stała się rzecz niesamowita: kiedy przejeżdżałem sobie na "zielonym" przez skrzyżowanie z boku wyjechał mi samochód. Oczywiście wprost we mnie. Gość chyba mnie nie widział bo wątpię w to, że celowo miał zamiar zamieść przypadkowym rowerzystą asfalt. O dziwo kierowca, pan w średnim wieku, zatrzymał się, otworzył okno i bardzo mnie przepraszał. Sam fakt, że to zrobił wprowadził mnie w takie osłupienie, że jedynie odparłem, iż "dobrze, że nic się nie stało" i pojechałem dalej... Szok. Przez 16 lat zdążyłem się przyzwyczaić do chamstwa, buractwa, wieśniactwa, agresji, bezmyślności i bezczelności kierowców. Nigdy nikt nie przeprosił nawet za poważne niecelowe wymuszenie czy nieuwagę. Pierwszy raz usłyszałem słowo przepraszam w takiej sytuacji. Muszę ochłonąć...

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 30.40km, TN: 11.50km
CLK: 02:05h, AVS: 14.59km/h
Max: 50.40km/h, Temp: 5.0°C
HRmax: 168 ( 86%) Avg: 131 ( 67%)
Climb: 817m, CAL: 1796kcal

Szyndzielnia One

Wtorek, 5 kwietnia 2011 · dodano: 05.04.2011 | Komentarze 0


18:30 a ja dopiero na rower. Włączam stoper na 15 minut. Tyle będzie trwała rozgrzewka. Kadencja 90-100/min i powoli jadę sobie w kierunku Dębowca. Mija 15 min i trochę przyspieszam. Podjazd pod Dębowiec pokonuję szybko i sprawnie. Pod drogowskazem włączam międzyczas. Wdrapanie się pod Szyndzielnię nie sprawia problemów, jednakże ostatni odcinek podjazdu stokiem narciarskim daje się we znaki. Jest stromy ale i błotnisty. O przyczepność niełatwo, szczególnie, że moje Schwalbe TableTop 2,2" bieżnikiem nie grzeszą i na mokre warunki raczej się nie nadają. Udaje mi się jednak wyjechać bez przymusowych przystanków pod sam szczyt. Przy tablicy Szyndzielnia kolejny międzyczas. Tak dla zabawy :) Długo się nie zastanawiając ruszam w kierunku Klimczoka: w końcu robi się ciemno! Podjazd w dużej części pokrywają płaty śniegu i lodu. Temperatura 3 stopnie. Do Klimczoka rower dwukrotnie próbuje się mnie pozbyć ale jakoś udaje się utrzymać. Miejscami jest naprawdę ślisko. Na polanie pod Klimczokiem kilkakrotnie się zakopuję w drodze do schroniska.

Tam zawracam i decyduję się na niebieski szlak do Szczyrku. Jest zbyt dużo błota, żeby myśleć o w miarę normalnym zjeździe przez Szyndzielnię do Bielska. Niebieski szlak do Szczyrku jest bardziej obiecujący. Jest już ciemno. Wyciągam latarkę i w jej słabym świetle pokonuję pierwszy kilometr zjazdu. Duże, luźne kamienie udaje się jakoś przejechać i trafiam na drogę, którą nasi wspaniali leśnicy "pozyskują drewno" lub nazywając rzeczy po imieniu: Skur**syny jedne wszystko muszą zniszczyć, wyciąć, zaorać i zostawić po sobie gołe zbocza gór i koleiny wypełnione błotem tak głębokie, że można się w nich schować po szyję. Oto Polska właśnie! Odpowiedzialnym za ten stan rzeczy życzę powolnej, bolesnej agonii. Porzucając żale zjeżdżam do Szczyrku i stąd asfaltem do Bielska. O dziwo żaden SZY mnie nie rozjechał... Nawet nie próbował! To Ci dopiero, święto jakieś? Prima Aprilis już był przecież!

Kategoria mtb

Dane wyjazdu:
ODO : 48.61km, TN: 3.00km
CLK: 03:19h, AVS: 14.66km/h
Max: 49.30km/h, Temp: 18.0°C
HRmax: 158 ( 81%) Avg: 100 ( 51%)
Climb: 618m, CAL: 1720kcal

Brenna z Rodziną

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 0


Piękna słoneczna niedziela, więc trzeba ponownie skorzystać z dwóch kółek. Tym razem żona i córcia jadą ze mną. Przy okazji dołączył się jeszcze Wielce Szanowny QŃ :) Tym sposobem w tempie emeryta przejechaliśmy Aleksandrowice, Jaworze, Górki Wielkie i dotoczyliśmy się do Brennej, gdzie okazało się, że naszą ulubioną knajpę kupiły jakieś jełopy i nie dość, że drogo to nie ma co zjeść "bo już się skończyło". Niech się wypchają: więcej nas nie zobaczą. Szkoda, fajna knajpka była. Zdegustowani odjeżdżamy po to by cieszyć się wspaniałą wycieczką. Super niedziela!

Kategoria mtb